poniedziałek, 9 marca 2015

Znalazłam paszport!


Nie powiedziałam Wam, że go zgubiłam? Ojej, jak to się stało? ;)

Obczajcie moją poruszającą historię:

Jak już wspomniałam ostatnio - przeprowadziłam się do hostelu. Po przyjeździe manager zrobił mi krótkie wprowadzenie (bardzo krótkie) i zakończył mówiąc, że będzie potrzebował później mojego paszportu, żeby podpisać ze mną kontrakt i $50 depozytu (oczywiście do tej pory nikt nic ode mnie nie wziął). Tego samego wieczora wypakowałam się w moim nowym 4-osobowym pokoju oraz wymieniłam sobie pościel, bo oczywiście nikt nie zmienił jej po poprzednim gościu ;)
Myślę sobie - zaniosę im paszport to będę miała z głowy. Wyciągam więc moją ważną koszulko-teczkę, gdzie trzymam swoje najważniejsze dokumenty, w 100% przekonana, że jest tam mój paszport.
Wyobraźcie sobie sytuację: budzicie się rano w swoim pokoju, idziecie zrobić siku, jecie śniadanie, po czym idziecie to łazienki w celu umycia zębów, w jedną rękę łapiecie pastę, a w drugą...

 ej....

<zdziwiona mina>

<wtf>

gdzie jest moja szczoteczka? przecież tu była...


No i właśnie tak się czułam, jak w koszulce nie było mojego paszportu.

Przeszukałam raz wszystkie swoje rzeczy, wszystkie kieszonki i plecaki. I nic.
I wiecie, przez 3 dni byłam tak przekonana, że on gdzieś jest w moich rzeczach, że byłam zupełnie wyluzowana i nie byłam w stanie wypowiedzieć zdania: "zgubiłam paszport". Bo jak to go zgubiłam?  To niemożliwe, przecież był cały czas w tej koszulce! Poza tym pamiętam, że ostatni raz kiedy go widziałam to w momencie, gdy wyciągnęłam go z torby, włożyłam go do reszty dokumentów, a do portfela włożyłam kopię, tak na wypadek - żeby go nie zgubić ;)

Ale ja go nie zgubiłam, tylko po prostu nie wiem gdzie jest. Wiecie, może i jestem pierdołą, ciamajdą, kaciałą i tak dalej, ale nigdy nie zdarzyło mi się zgubić takich ważnych dokumentów. Raz zostawiłam portfel na stacji benzynowej w Niemczech, ale pani wybiegła i mi oddała.
Takie rzeczy zdarzają się tylko Justynie ;)
(Pozdro Justa, fajnie że ta kobieta oddała Ci Twój telefon w tamtym tygodniu ;) )


Dopiero w sobotni poranek, czyli 5-tego dnia od wprowadzki do hostelu, obudziłam się z myślą: "*****, zgubiłam ***** paszport!!!! *****". Przeszukałam natychmiast jeszcze raz wszystko, wszystkie pudełka, pudełeczka, kieszonki, kieszoneczki, kosmetyczki, kosmetyczusie, suwaczki, zakamarki, torby, torebeczki, reklamówki, ubrania czyste, ubrania brudne, dosłownie wszystko. I wtedy wpadłam w panikę. Dotarło do mnie, że ja go naprawdę zgubiłam. Dzwonię do konsulatu RP w Melbourne, nie odbierają. Dzwonię do konsulatu RP w Sydney, nie odbierają. Wybieram drugi numer "emergency", nie odbierają. Musiałam czekać do poniedziałku, żeby się dowiedzieć dokładnie, jak mam dalej postępować.




W międzyczasie poczytałam na stronie ambasady o procedurze: konsulat honorowy w Melbourne nie wydaje paszportów. Ale raz na jakiś czas z Sydney przyjeżdżają ludzie z konsulatu generalnego i na tzw. dyżurze paszportowym można złożyć wniosek o nowy paszport. Najbliższy termin 19 marca, koszt: 500 zł.


Nadszedł poniedziałek - dzwonię do konsulatu w Melbourne. Nie odbierają. Aaah ten shitowy konsulat honorowy... Dzwonię do Sydney, w końcu odebrała Pani, która poinformowała mnie, że:

- na nowy paszport będę czekała 2-3 miesiące
- do tego czasu muszę dodać 3 tygodnie czekania na dyżur paszportowy (chyba, że chcę przyjechać wcześniej do Sydney)
- nowy paszport kosztuje nie 500 złotych, tylko 500 DOLARÓW
- powinnam modlić się do Św. Antoniego, patrona rzeczy zagubionych.

Święty Antoni! Wielką łaską obdarzył Cię Bóg, czyniąc Cię patronem rzeczy zgubionych i skradzionych. Stroskany przychodzę do Ciebie ufając, że pomożesz mi w odnalezieniu rzeczy zaginionej, której bezskutecznie szukam...


Dobra, myślę sobie, mam 3 tygodnie na znalezienie paszportu. Gdzieś musi być! 

Nie wspomniałam, że wcześniej odwiedziłam wszystkie punkty druku, w których drukowałam CV + dwa, w których na pewno nie drukowałam, ale może mi się pomyliły miejsca. A tam wyciągają szufladę pełną paszportów, po czym: "Przepraszamy, nie mamy polskiego paszportu. Za to jest: Południowa Korea, Filipiny, Francja, Indie, Niemcy... " ;)

Odwiedziłam też bibliotekę, do której przyciągnęło mnie raz darmowe wifi.

Nie mogłam przypomnieć sobie żadnych innych konkretnych miejsc, w których byłam w przeciągu tygodnia. Pozostały tylko dwa miejsca, w których wyciągałam swoje dokumenty - Bank Common Wealth, w którym zakładałam konto i Vodafone, gdzie podpisywałam umowę zaraz po przyjeździe do Australii. Który to był dzień pobytu? Drugi? Trzeci? Wydawało mi się to zupełnie nieprawdopodobne, że zguba może tam być.

Ale w końcu w środę 4 marca 2015 roku, poszłam sprawdzić, tak na wszelki wypadek, żeby nie było, że nie sprawdzałam we wszystkich miejscach. Jakież było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam swój paszport w rękach pani z vodafone. Zostawiłam go podpisując umowę z operatorem, czyli mieli moje dane i mój nowy, australijski numer telefonu - a oni schowali paszport do sejfu i czekali aż przyjdę! Wystarczyłby jeden telefon i krótkie zdanie: "Mamy Twój paszport". Dranie.

Ale mniejsza z tym.

Wiecie jak ja się cieszyłam? Jak szalooooona! Zaczęłam krzyczeć, że "It's mine!!! It's mine!!! aaaaa!!! Skakałam i poleciałam za ladę przytulić kobietę. "I found my passport!!!!", a pozostali klienci mi wiwatowali. Co za chwila, co za dzień :)


I w ten sposób znalazłam paszport.




4 komentarze:

  1. Obgryzłem wszystkie paznokcie czytając tą historię.
    Pani z vódafone na pewno nie spodziewała się takiej reakcji i następnym razem zadzwoni :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Eeeeej to pierwszy i ostatni raz kiedy zgubiłam paszport!! :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Umknął mi gdzieś ten post, dopiero teraz zauważyłam w nim swoje imię. Jejku, jakie to ciągle aktualne! Może uda mi się znaleźć swój kolejny dowód, keep fingers crossed

    OdpowiedzUsuń
  4. Myślisz, że to kiedykolwiek przestanie być aktualne? ;)

    OdpowiedzUsuń