niedziela, 22 lutego 2015

250 000 dolarów australijskich


Podobno tyle kosztuje słynny, kolorowy domek na Brighton Beach w Melbourne. Póki co, na taki luksus mnie nie stać, więc mogę tylko, albo aż, pojechać na plażę i zrobić sobie z taką sławną szopą zdjęcie :-) To jedno z najbardziej charakterystycznych miejsc w Melbourne. Typowa pocztówka.
Urocze nie?









Tu zażyłam mojej pierwszej australijskiej kąpieli. Po przyjeździe z polskiej lutowej szarówy, ta woda była jak miód na serce... nogi, głowę i ręce. Przez ostatnie wakacje siedziałam skulona przed komputerem pisząc nieszczęsną pracę magisterską - nawet nie pamiętam kiedy ostatnio kąpałam się w morzu! 
Zawsze wolałam góry, ale jak na razie wskakuję do wody jak szalona. 





P.S. Sandruchna, nie mam czasu na photoshopa :)

Aaa mieszkanie i praca, no właśnie!

Stan na ten moment:

Wciąż mieszkam u moich wspaniałych i niezastąpionych hostów - Ani i Adama. Nie mam pracy, nie mam mieszkania. Ale coś się dzieje :) W środę byłam niespodziewanie na jednej rozmowie rekrutacyjnej o całkiem fajną pracę. Wciąż nie dostałam odpowiedzi, ale jeszcze nie tracę nadziei. Trzymajcie kciuki :) A jak się tam znalazłam opowiem Wam następnym razem. I dokładnie wczoraj, dostałam propozycję pracy na recepcji w hostelu w zamian za mieszkanie w 4-osobym pokoju. Jak na ten moment świetna opcja, ponieważ:

1. Będę miała gdzie mieszkać, do tego w samiutkim centrum, skąd będę miała blisko do wszelkich innych potencjalnych miejsc pracy.
2. Nabędę doświadczenia w pracy na recepcji, co się może przydać w szukaniu normalnej pracy w hotelu za kasę.
3. Może jak będą mieli etat, a ja się sprawdzę, to mnie zatrudnią. Plus jest taki, że w Melbourne są 3 hostele z tej serii :)
4. Poznam dużo fajnych ludzi!!! I to jest the best :)

Teraz czekam na odpowiedź kolesia, który do mnie napisał. Podobno zdarzył się niesamowity zbieg okoliczności, bo ten manager zna właścicieli tych dwóch hosteli, w których pracowałam w Hiszpanii.  Pewnie dlatego zaproponował mi tą opcję z work-exchange u nich. Widzicie, nawet sprzątanie sedesów za darmo w Walencji może kiedyś zaowocować!

Parę godzin temu wróciłam z super weekendu za miastem, gdzie widziałam kangury, kakadu i inne kolorowe papugi, chodziłam po pięknych plażach, zdjęć nacykałam że ho ho! Kolejna notka już wkrótce!

Pozdrawiam:) 

5 komentarzy:

  1. fragment z sedesami aż mnie wzruszył :) Powodzenia Magdo!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję Hubercie! Specjalnie dla Ciebie dodałam jeszcze filmik, odśwież stronę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Magduchno, niech będzie, że Ci wierzę, ale wciąż czekamy na selfie z kangurem!

    OdpowiedzUsuń